środa, 30 stycznia 2013

Hej? :D

Hej,
zagląda tu jeszcze ktoś może? Jest nowy blog, przypominam :)

http://you-have-to-squeeze-into-your-jeans.blogspot.com/

Wejdzie ktoś może? :3 Liczę na wyświetlenia i komentarze :D
Torii xx
Ps. Brakuje mi pisania o Vic... Nawet nie wiecie jak bardzo :c Chciałabym wam powiedzieć, jak sobie wymarzyłam spotkanie Nialla i Vic po latach, eh :cc

piątek, 23 listopada 2012

Story #16 + ważne info

***perspektywa Victorii***
Kiedy ciemność zapadła mi przed oczami byłam całkowicie zdezorientowana. Z jednej strony nie widziałam nic. Z drugiej zaś przed oczami latała mi jakaś postać. Nagle coś rozbłysło. Z przerażenia przymrużyłam oczy. Usłyszałam głosy chłopaków, krzyczących 'O boże, ona się rusza!' i 'Weźcie coś zróbcie!'. Były pełne przerażenia. Chciałam wstać, ale nie mogłam. Nagle głosy z zewnątrz ucichły a światło zgasło. Usłyszałam jednak głos w swojej głowie.
- Wiem, że na tamtym świecie masz jeszcze niedokończone sprawy. Dlatego daję Ci jeszcze trochę czasu, żeby to naprawić. Walcz o niego!
Wtedy zaczęłam się krztusić. To chyba była krew... ALE KRZTUSIĆ?! Ja nie żyłam! Przecież to było niemożliwe, ja już nie musiałam oddychać! Spróbowałam podnieść rękę. Udało się! Jednak nie przestawałam wypluwać z siebie ton krwi, a to mogło się skończyć moim wykrwawieniem i (drugą już dzisiaj) śmiercią.
Poczułam, jak ktoś łapie moje pogruchotane ciało i mocno ciągnie je do góry. Bolało. BARDZO bolało. Ale wytrzymałam.
Szarpnięcie.
Uderzenie w tylną część klatki piersiowej.
Kolejne szarpnięcie.
I już. Przestałam wypluwać z siebie wnętrzności i mniej połamaną, lewą ręką przetarłam jedno z oczu. Usłyszałam bicia ich serc. Przyspieszone, na tyle głośne, żebym je usłyszała.
Ktoś wcisnął mi w rękę chusteczkę. Powąchałam ją. To Niall mi ją dał. Pachniała nim. Przetarłam oczy i zobaczyłam nieprawdopodobną ilość krwi nie tyle na chusteczce co na mnie samej. Tyle tej substancji widziałam tylko w serialach o szpitalach, więc naprawdę się przestraszyłam. Wreszcie spojrzałam na chłopców. Raz, dwa, trzy, cztery... A gdzie Harreh?! Nie przyszedł...? Ewidentnie słyszałam jego głos wśród zaniepokojonych mną postaci...

***perspektywa Nialla***
Ona żyje! Postanowiłem traktować ją jakby nic się nie stało, żeby się nie martwiła i nie denerwowała. Ale chłopcy jednak nie chcieli ze mną współpracować. Siedziała tam. Na środku ulicy, w kałuży krwi, wlepiając we mnie te swoje piekielnie cudowne, zielonobrązowe oczy. Takie, jak Zayn miał kiedyś. Tylko jej takie zostały.
Nawet cała pogruchotana, po krwotoku... Jest śliczna.
Co ja mówię!
Ona ma chłopaka (ewentualnie miała, bo została go w brutalny sposób pozbawiona), którego kocha, a on kocha ją. I będą mieli słodkie, małe Victorie i małych Haroldów. W przyszłości, oczywiście. Ale mnie na pewno nie zechce.

***perspektywa Victorii***
Zastanawiałam się jeszcze, zatapiając się w JEGO cudownych, niebieskich oczach, o co chodziło. Temu czemuś co do mnie przemawiało. Mam o niego walczyć. O Harry'ego? Nawet przy mnie nie został. O Lou, żeby się na mnie nie gniewał?? Nie, raczej nie.
Niall, spuść ze mnie ten Twój wzrok, bo nie...
O kuźde.

***perspektywa Louiego***
Postanowiłem, jako najstarszy z nas, pomóc jej wstać. Podałem jej rękę, a ona swoją zniekształconą dłonią chwyciła ją. Pociągnąłem Vic do góry i przekazałem Niallerowi. Wiedziałem, że pewnie chce coś jej powiedzieć. Wziąłem ze sobą Zayna i Liama i bez słowa odszedłem.

***perspektywa Victorii***
Czy cały czas żyłam w błędzie? Nadal kochałam Nialla, a Harry był tylko moim zauroczeniem?? Kiedy Nialler mnie trzymał, żebym nie upadła na moich krzywych nogach, czułam, że mogę wszystko. Przytuliłam go, a było to dla mnie nie lada wysiłkiem i bólem. On objął moją twarz i delikatnie, ale stanowczo mnie pocałował. ON. NAPRAWDĘ. MNIE. POCAŁOWAŁ. Mimo mojej krwi na twarzy i ubraniach... Odpływałam. Ale ból w kościach słabnął. Oderwałam się (choć niechętnie) od Horana i spojrzałam na moje ciało. Byłam poskładana! (dop. aut.: Wiem, że dziwnie to brzmi, ale nie miałam czasu na poprawki, bardzo się spieszyłam z tym rozdziałem) Nawet moje ubranie nie pachniało już gumą opon samochodu ani mieszanką krwi i mojej własnej śliny. Miałam na sobie zupełnie nowy strój, więc teraz bez przeszkód go przytuliłam i (tym razem ja) pocałowałam.
- Vic... - zaczął niepewnie. - A co z Harry'm?
- Ja... Ja naprawdę nie mam już siły na walczenie o niego... A ty... - mówiłam niepewnie i z przerwami, słabo jeszcze łapiąc dech. - Czy chcesz ze mną być? Bo dosta...
Przerwałam. Coś jakby poraziło mój mózg. Nie mogłam wypowiedzieć tego, co chciałam. Spróbowałam z tym, co zawsze chciałam mu powiedzieć, a jeśli jednak mogę mówić, nic raczej na tym nie stracę - już raz umarłam, nie ma nic gorszego.
- Niall, kocham Cię.
Zapadła niezręczna cisza. Nie wiedziałam, czy naprawdę to powiedziałam czy to tylko moje myśli. Chyba jednak słowo się rzekło, bo po długim milczeniu z jego strony otrzymałam odpowiedź:
- Ja Cię też, Vic.
Na przypieczętowanie tych słów bardzo mocno mnie pocałował. Namiętnie, ale nie boleśnie. O nie, znowu to samo uczucie. Odpłynęłam. Ale nie przez pocałunek. Dokończyłam moją sprawę. I teraz muszę odejść.

***perspektywa Nialla***
Pocałowałem ją. I wyznałem jej to, co zawsze chciałem jej powiedzieć. Ale to ONA zaczęła. I w jednej chwili: Puf! i jej nie ma. Zniknęła. Usłyszałem jeszcze tylko jej głos, jakby z mojej głębi.
- To musiało się stać, kochanie. Bóg dał mi jeszcze trochę czasu żebym Ci to powiedziała. A jeśli już to się stało... Musiałam odejść. I zrób coś dla mnie. W przyszłości na pewno będę Twoim aniołem stróżem. Dlatego będę widzieć co robisz. W każdą rocznicę mojej śmierci przynoś na mój grób jedną, czerwoną różę. Ale nigdy jej stamtąd nie zabieraj. NIGDY. Do zobaczenia kiedyś, mój głodny Horanku. Znajdź miłość i żyj szczęśliwie!
Wtedy ją zobaczyłem. Stała przede mną w białej sukience, ale była odwrócona do mnie plecami. Szła. Szła tą ulicą, gdzieś do jej końca.
Gdzieś, gdzie ludzki wzrok nie sięga.
Szła do nieba.


Tak więc, kochane bracia i siostry, wiecie już, dlaczego co roku chodzę na mój grób i czekam na jedną, czerwoną różę. To róża pełna miłości.
Od miłości.
Dla miłości.
Mój ukochany nadal nie otrząsnął się z tej straty, więc muszę do niego pójść. Dziś w nocy mnie nie będzie. Pójdę do niego i wszystko mu wyjaśnię.
Ale ale!
Pewnie zastanawiacie się, dlaczego w moim liście piszę czasami 'perspektywa Nialla, Zayna, Louiego, Liama, Harry'ego'? Otóż, pozwoliłam sobie zerknąć do ich pamiętników (to nie jest tylko dla dziewczyn, nie myślcie sobie) i przeczytałam, co pisali o różnych zdarzeniach. Wpisałam kilka z nich tutaj, żebyście popatrzeli na to wszystko też okiem chłopców.
Gdy wrócę, proszę Was tylko o oszczędzenie sobie komentarzu typu 'przykro mi' albo 'urocza historia'. Udajcie, że to wszystko, co Wam opowiedziałam, nie miało miejsca. Wiem, że jako Anioły nie umiecie tego zapomnieć, ale chociaż udawajcie.
Będę jutro rano, około 10:30.
Uspokójcie Beth, pewnie się martwi.

Wasza kochana Anielica,
Vic xx

------------------------------------------------------------------
Ah, to już koniec :C Tyle z Wami przeszłam... Przepraszam za to opóźnienie, ale mój charmonogram nie tyle szkolny co sercowy był tak napięty, że głowa mała :O
Ważne info jest takie, że od teraz dodaję notki na stronie www.you-have-to-squeeze-into-your-jeans.blogspot.com. Zapraszam moich czytelników na tamto opowiadanie. WAŻNE!! Wszystkie usterki związane z wyglądem bloga zgłaszajcie mi na maila :)
Więc, arrivederci, moi kochani! :**
Torii xx

piątek, 16 listopada 2012

Story #15 + info

***perspektywa Vic***
Szłam w nocy, czarną asfaltówką, w błękitnej koszuli nocnej, niewidoczna dla nikogo. Ale sama widząca wszystko i wszystkich. Ich zatroskane twarze. Dlatego odeszłam. Wiedziałam, że teraz rozpocznę swoje nowe życie. Ale nagle... nagle zrobiło mi się czarno przed oczami. Zupełnie czarno. Po chwili poczułam uderzenie z ogromną siłą. Coś mnie potrąciło! Ale ja nie żyję. Czyli... czyli to ja na coś spadłam.

***perspektywa Nialla***
Trudno uwierzyć, że jakieś 2 godziny temu śpiewałem z nią Live While We're Young w jej pokoju. A teraz ona nie żyje. Jakaś cząstka mnie wciąż wierzy, że ona zaraz wstanie, oczyści się z krwi i z uśmiechem krzyknie 'Prima Aprilis!'. Ale szkoda, że ta właśnie cząstka umarła razem z nią.

***perspektywa Louiego***
O. Mój. Boże. Moja przyjaciółka. Właśnie patrzę na jej szczątki. To, co po niej pozostało. Gdybym mógł cofnąć czas... Gdybym mógł sprawić, żeby się na mnie nie gniewała... Bo kocham ją jak młodszą siostrę, a nie zdążyłem jej tego powiedzieć. I chyba czymś ją zraniłem, bo przez jakiś czas mnie unikała, widziałem to. Teraz jednak wiem, że gdybym jeszcze raz mógł ją przytulić, naprawiłbym wszystko. Wszystko.

***perspektywa Harry'ego***
Staliśmy tam, jak jakieś posągi i wpatrywaliśmy się w zmasakrowane ciało młodej dziewczyny. Kochałem ją. Tak bardzo ją kochałem. A ona to wszystko zniszczyła. Gdybym tylko wiedział, zdążył... Moje rozmyślania przerwało czyjeś kasłanie. Szybko wyjąłem telefon i zacząłem świecić naokoło, po twarzach chłopaków. Ale to żaden z nich. Z przerażeniem w oczach i bardzo powoli przesuwałem światło na martwą dziewczynę leżącą przed nami...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------

A co, potrzymam Was w niepewności ;3

Info jest takie: następny rozdział będzie długi, więc poczekacie na niego do poniedziałku (wytrzymacie, co? :3). ROZDZIAŁ 16 BĘDZIE ROZDZIAŁEM OSTATNIM ;c

Torii ♥ xx

wtorek, 13 listopada 2012

Story #14

- Nie poinformowano Cię, że ze względu na malejącą popularność One Direction jesteś zmuszona rozstać się z Harry'm?! Oh, no to już wiesz.
- Ale.. - stałam przed nią z otwartymi ustami. - Nawet jeśli, to co ty tu robisz?!
- Moja popularność wzrasta. Więc to ja zacznę spotykać się z Twoim chłopakiem. Oj, przepraszam. BYŁYM chłopakiem. - odpowiedziała bezczelnie i wcisnęła się do środka.
Nie no nie wierzę. NIE WIERZĘ. Nie wierzę, że ta pińdzia-mińdzia wcisnęła się ze swoimi 4454327659535289 centymetrowymi szpilami, pofarbowanymi kłakami, wytapetowaną gębą i skórą z goryla w mój związek!
Stałam tak w przedpokoju, w tym samym miejscu co wcześniej. Stałam. Bo nic więcej nie mogłam zrobić. Zamurowało mnie. To wszystko działo się tak szybko...
Nawet nie wiem kiedy, po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Nie pojedyncze, ale takie... takie... Podwójne. Każda z nich miała swoją parę, swój odpowiednik płynący po drugim moim policzku.
Stałam i płakałam. Słyszałam tylko jak przez mgłę wrzaski chłopaków, głównie Harry'ego, że ma 'odwalić się z ich życia' i 'zostawić mnie w spokoju'. Raz usłyszałam też, jak loczuś krzyczy, że mnie kocha. Ale nawet na to nie zareagowałam. Wzięłam kurtkę i wyszłam z domu. Na zmianę biegłam, truchtałam i szłam. Tak w kółko. Nie wiem kiedy zauważyłam, że wychodzę z Londynu. Minęłam tabliczkę i rzuciłam się biegiem przed siebie.

Światło, pisk, przestrach, krzyk, ból, ciemność.

Nic nie słyszałam, tuż po tym, jak zauważyłam tylko światła.

***perspektywa Harry'ego***
Tuż po tym, jak ta lafirynda wcisnęła się do naszego domu, a ja krzyczałem na nią jak głupi, usłyszałem trzaśnięcie drzwiami. Zauważyłem, że Vic już tam nie było. Chwyciłem kurtkę, wyszedłem z domu i zwiedziłem chyba wszystkie miejsca, w które udawała się zazwyczaj. Nic. Nigdzie jej nie było. Zacząłem obdzwaniać policję, znajomych, nawet reporterów. Kiedy wykręcałem numer do straży pożarnej, zadzwonił do mnie numer prywatny.
~ Halo?
~ pan Styles? Jeśli tak, proszę natychmiast przyjechać na wschodni kraniec Londynu.
Po chwili słyszałem już tylko pikanie w słuchawce. Rzuciłem się przed siebie w panicznym biegu.

***perspektywa Zayna***
Dostałem wiadomość od Harry'ego. Wszyscy wbiegliśmy do samochodu i łamiąc chyba wszystkie zakazy, pędziliśmy Londyńskimi ulicami. Stanęliśmy w korku. Szybko zaparkowałem samochód i wysiadłem. Reszta poszła w moje ślady i po chwili biegliśmy po chodnikach jak jacyś powaleni. W ciągu 15 minut znaleźliśmy się na końcu wielkiego miasta. Niestety na złym. Zadzwoniłem do loczka.
~ Co się stało z Victorią?!
~ Gdzie jesteście? 
~ Na Road Avenue. 
~ 2 minuty w lewo.
Po czym się rozłączył. Odetchnąłem głęboko i pobiegłem w kierunku, w którym Harry poradził mi biec.
Truchtałem tak jakąś minutkę, słysząc dyszenie chłopaków z tyłu. W oddali zobaczyłem Harolda, na pierwszy rzut oka było widać, że jest smutny.

***perspektywa Harry'ego***
Moja dziewczyna. Możliwe, że moja była dziewczyna. Stałem nad jej zwłokami tak zmasakrowanymi przez motor, że nie przypominały już ludzkiego ciała, tylko poszarpany stek dany buldogowi. Stałem i po prostu płakałem. Płakałem nad jej ciałem i nad bladymi rękoma upstrzonymi krwią. Może to i dobrze, że zginęła w takich okolicznościach. Nie musiała męczyć się śmiercią naturalną. Ale ona była taka młoda...

***perspektywa... Victorii***
Ciemność. Długo ciemność. A potem... Moje własne ciało! Ou. O ile można było to jeszcze nazwać ciałem. Stałam, w zwiewnej błękitnej koszuli nocnej na środku ulicy i patrzyłam, jak Harry i Zayn płaczą. A przede wszystkim jak Niall wylewa potoki łez. Ja też płakałam. Miałam więcej nie bić się z Lou o marchewki, z Harry'm o lokówkę, z Zaynem o lusterka, z Niallerem o jedzenie ani z Liamem o filmy Disney'a... Postanowiłam odejść. Nie mogłam dłużej na to patrzeć. Po prostu odeszłam, gdzie mnie nogi poniosły.

--------------------------------------------
Spodziewaliście się tego? xd Wiem, zatłuczecie mnie za uśmiercenie Vic, ale taki los. :)

Jeszcze 2 albo 3 rozdziały i koniec. Ale będzie się w nich działo xd

Wasza wiecznie spóźnialska i zapominalska,
Torii <3

wtorek, 9 października 2012

Story #13

Hej,
kolejna część. Przepraszam, że długo nie było - szkoła -,-

- Ahahahah, no bo, ahahahahahah, to nie... Ahahahahah!
- To nie co?! Nie rozumiem facetów.
- To nie było o Tobie...
- Aha... ŻE CO?!
- Słuchaj. Nasza stylistka, pomocnica Paula, czasami się na nas wścieka, że we wszystkich gazetach piszą o tym, że imprezowaliśmy... - podrapał się niezręcznie po głowie. - Przepraszam, że tak wyszło...
- Niee. To ja przepraszam. - teraz zrobiło mi się głupio, więc strzeliłam buraka. - Nie powinnam was osądzać...
- Oj, chodź już... - uśmiechnął się, a ja go przytuliłam.
- Wiesz co?
- Hmm?
- Cieszę się, że jesteś moim przyjacielem. - powiedziałam, po czym wtuliłam się w jego tors jeszcze bardziej. Po chwili poczułam na mojej bluzeczce jego łzy. - Ty płaczesz?!
- N-nie - powiedział, szybko wycierając policzki rękawem.
- No weź, mi możesz powiedzieć...
- Nie teraz. - szybko uciął temat, więc wiedziałam, że nie chce o tym rozmawiać.
- Ok. To może pogramy sobie na gitarze? - uśmiechnęłam się, wstałam i podałam mu rękę. Złapał ją, podciągnął się i już po chwili wyciągał moją gitarę z futerału. Zagrał mi Up All Night, a ja trochę podśpiewywałam, ale na tyle cicho, żeby mnie nie słyszał.
Potem była moja kolej. Zagrałam mu coś, co uwielbiam grać na gitarze, mimo że było niemiłosiernie trudne - Live While We're Young. Udało mi się ją zagrać CAŁĄ, bez przerywania, więc po skończonej piosence Niall zaczął głośno bić mi brawo. Zarumieniłam się, powiedziałam cichutko 'dziękuję', po cym powiedziałam, że trzeba wracać do chłopaków.
- No, a przy okazji coś zjeść. Strasznie zgłodniałem.
Wybuchłam śmiechem. Mój kochany głodny przyjaciel... Jak tu go nie kochać lubić?! Zaraz, zaraz. Serce, znowu maczałeś palce w mojej wypowiedzi!
No dobra, czas się przyznać. Przed Haroldem podobał mi się Horanek, ale wiedziałam, że nie jestem w jego typie... A ktoś mądry powiedział kiedyś, że jak się kogoś kochało, to zawsze będzie się coś do niego czuć. Moje zauroczenie Niallem trochę osłabło, dlatego możemy się przyjaźnić.
Schodząc na dół natknęliśmy się na lokersa, który rozgniewany wchodził do pokoju. Widząc nas bąknął tylko 'cześć' i trzasnął drzwiami. Spojrzałam na Nialla zdziwionym wzrokiem, ale on miał ta samą minę co ja, więc nawet nie pytałam. Zeszłam na dół i zobaczyłam Lou, którego wyściskałam i przeprosiłam za moje zachowanie. Potem mój wzrok napotkał zdenerwowanego Liama, który rozmawiał z kimś i zawzięcie coś tłumaczył.
- Nie... Nie! Odwal się, rozumiesz? - Wow, takich słów z ust Daddy'ego bym się nie spodziewała... - A co ma do tego Sam?! Ona nic nie wiedziała!... Cicho bądź! Po prostu... Nie przerywaj mi!... Odejdź z naszego życia!
- A co tatuś taki wściekły? - zapytałam Lou.
- Na razie lepiej, żebyś nie wiedziała.

***godzinę później***

Ktoś zadzwonił w połowie Ringu. Nie no, ręce i nogi mu powyrywam, pomyślałam. Albo jej.
Poszłam do drzwi i otworzyłam. Przede mną stała... Caroline Flack!
- O, to ty jesteś kolejną dziewczyną Harry'ego, tak?
- Tak, to ja. Czego tu chcesz? - zapytałam przez zęby.
- Oh, nie wiesz? Naprawdę?! Nie poinformowali Cię, że...


Hahahahah,
potrzymam Was w niepewności :3
Torii <3

Ps. 5 komentarzy - następny! Im szybciej skończymy tego bloga, tym szybciej zacznę tego nowego, a będzie się w nim działo... <33

poniedziałek, 10 września 2012

Story #12

Hej,
kolejna część. Będzie 20 rozdziałów a potem będzie nowa historia :)

Przebrałam się w to i poczłapałam do chłopaków, którzy siedzieli na kanapie i oglądali jakiś dziwny teleturniej po francusku.Wyruszyłam do sklepu, bo Niall zaczął narzekać, że ,,po raz kolejny w tym domu nie ma nic do jedzenia" mimo pełnej lodówki. Hazz od razu zgłosił się na ochotnika, żeby pójść ze mną. W momencie, gdy wychodziliśmy usłyszałam, że ktoś schodzi po schodach. Przyspieszyłam kroku, pociągnęłam Harolda za rękę i trzasnęłam drzwiami. Kiedy już wyszliśmy poza pole widzenia z okna zwolniłam i czekałam na masę pytań od loczka, bo wiedziałam, że nadejdą.
- Co się stało? Nawet nie dałaś mi się przy... Aaa... Przepraszam kochanie - przytulił mnie słodko.
- Nic nie szkodzi. Po prostu nie mam zamiaru dzisiaj widzieć pana Marchewki i jego pasków. I to ja przepraszam. Powinnam sama wyjść, przecież mogłeś jeszcze chcieć coś wziąć.
- Nie, akurat nic nie chciałem wziąć. Tylko, że wiesz... LouLou jest bardzo... no wiesz... trudno Ci będzie go unikać cały dzień, może nawet i noc też.
- Pomożesz mi? Naprawdę nie chcę mieć z nim nic wspólnego, przynajmniej dzisiaj.
- Dla Ciebie wszystko - uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. - A jak już będziemy w sklepie, to kupimy owsiankę w proszku i będziemy ją jedli na sucho.
- Co?!
- No mówię, że kupimy...
- Słyszałam, wariacie - uśmiechnęłam się i szturchnęłam go łokciem. - Ale co ma na celu jedzenie jej na sucho?!
- Dwa słowa, Vic. ODPAŁY TIME!
Po takich słowach trudno było nie wybuchnąć śmiechem, więc pozwoliłam sobie na delikatne parsknięcie, które przerodziło się w głęboki śmiech. Ludzie patrzyli nam nie jak na wariatkę, bo śmiałam się tak chyba przez 15 minut. Pierwszą minutę z ,,odpały tajmu" a resztę sama nie wiem z czego. Dlatego sama też uważałam się za idiotkę, bo kto normalny śmieje się 15 minut praktycznie z niczego? Chyba nikt :)
Doszliśmy z Harrym do sklepu, kupiliśmy Horanowi 5 bułek, 20 parówek, 3 paczki pop cornu, 6 paczek chipsów i 4 pepsi. Chyba mu wystarczy, co? :D Oczywiście, kupiliśmy też 15 paczek owsianki w proszku... Oj, będą odpały jak nic! A przynajmniej tak myśleliśmy :)
Miałam naprawdę lepszy humor po zakupach z lokersem, on to potrafi człowieka rozweselić. Przyszliśmy do domu a tam... Lou śpi na brzuchu na Niallerze, a ten zaś z głową na tyłku Liama i nogami na plecach Zayna słodko chrapie. Zayn na podłodze na brzuszku, a Daddy... Nie wiedziałam, że potrafi się tak wyginać! Już chcieliśmy ich obudzić, ale na stole zauważyliśmy karteczkę.

,,Poobiednia drzemka. Nie budzić mimo naszych dziwnych pozycji :)"

Postanowiliśmy pójść do mnie do pokoju i obejrzeć jakiś film na laptopie, ale wchodząc po schodach Hazz wszedł na porozsypywane klocki lego i spadł ze schodów. Wybuchłam niekontrolowanym śmiechem, czym obudziłam chłopaków.
- C-c-co? Które z nich weszło w pułapkę? - zaspany Niall jest jeszcze słodszy niż zwykle.
Między napadami śmiechu zdążyłam wykrztusić:
- Hahahahahahahahahaaaaaarryhahahahahahahahahahahahahahhah! O wy niedobrzy! Pułapki na nas zastawiać? I to jeszcze w postaci klocków lego?! Powinniście się wstydzić! - dodałam z udawaną powagą gdy już trochę się uspokoiłam.
- Pseplasamy pse paniom... - powiedział Lou udając dziecko.
Już miałam coś powiedzieć, ale w moim sercu zapaliła się czerwona lampka.
- Hola, hola! To on zranił Cię na oczach całego świata! Nie odzywaj się do niego!
Kocham Cię serce, za to, że mi o tym przypomniałeś.
Odwróciłam się na pięcie, podniosłam Harolda jedną ręką i poszłam na górę, zamykając za sobą drzwi. Po chwili ktoś zapukał i nim zdążyłam coś powiedzieć do mojego pokoju wszedł Nialler.
- Hej, Vic, kochana, coś się stało?
- No bo... bo ja już sama nie wiem... Chodź, wyjdziemy na balkon i pogadamy.
Wyszliśmy, usiedliśmy na krzesłach, a ja wzięłam gitarę i zaczęłam ją stroić.
- No to jak? Dowiem się?
- Dobra, nie będę się cackać. Przeczytałam wasz wywiad, okej? Przeczytałam każde słowo, o tym, jaka to ja jestem dziecinna, jaka nadopiekuńcza. Wszystko przeczytałam, wszystko! Rozumiesz już? - nerwowo wróciłam do strojenia instrumentu.
Niall przez chwilę analizował moje słowa, a potem zaczął się śmiać.
- No co? Co w tym takiego śmiesznego?! Powiedz, pośmieję się z Tobą!

Przepraszam, że w takim momencie :)
Torii <3

I rozdział dziwnej książki mojego autorstwa :)

Hej,
I rozdział mojej książki - jeszcze będzie poprawiona na pewno :)

Rozdział I
Claudia i Katherina

W pewnym domu żyło ośmioro uczniów: Claudia, Katherina, Ashley, Laura, Daniel, James, David (Dave) i Chris wraz ze strasznym lokajem, panem Swant i okropną dyrektorką, panną Lover. Oznaczało to, że zawsze, nieważne co by się działo, są zdani tylko na siebie. Na pomoc od strony nauczycieli też nie mogli liczyć - pan Marsone, pan Bastone oraz panna Clarke mieli jakąś obsesję na punkcie tajemnic i cały czas mamrotali coś pod nosem.
Od panny Clarke można było nieraz usłyszeć coś typu ,,jeśli nikt nie dowie się o tym wszystkim to dzięki całej mocy, którą im odbierzemy, uda nam się osiągnąć cel". Nikt nic z tego nie rozumiał, ale też nikomu to nie przeszkadzało. Każdy próbował rozszyfrować każde słowo wypowiedziane przez nauczycieli, dyryktorkę czy lokaja.
Wszystko się jakoś łączyło. Wystarczyło więc odgadnąć jedno słowo, jeden zwrot i wszystko ułożyłoby się w logiczną całość.
Tak myślała Claudia, jak również i Daniel. Oboje dobrze wiedzieli, że to, dlaczego nauczyciele nigdy nie pozwolili im wejść do niektórych pokoi to jakiś znak. Wierzyli, że słowa, które wypowiadają mają coś ze sobą wspólnego i doprowadzą ich do jakieś zagadki, jakiegoś złotego środka. Te myśli nie dawały spokoju Claudii, lecz nie Danielowi. On wiedział, o co chodzi...
Pewnego razu przerażona dziwnymi dźwiękami dziewczyna podeszła do panny Lover
i spytała ,,Skąd bierze się ten nieustanny hałas?"
  • Nie wiem, dziecko, nie zawracaj mi głowy. Wydaje mi się, że to tylko szczury, ale nie obiecuję Ci tego.
To powiedziawszy wypędziła dziewczynę ze swojego gabinetu.
Bohaterka pobiegła do pokoju. Po drodze natknęła się na drzwi, których wcześniej nie widziała – wielkie, rozłożyste, ale bez klamki. Weszła do pokoju, spojrzała na łózko i zauważyła... Klamkę. Tak, klamkę. Pojawiła się nagle na jej łóżku i równie szybko odleciała. Zaciekawiona Claudia zaczęła ją gonić. Gnała tak przez korytarz, nie zważając na to, że jest na boso i że depcze po zbitym przez piłkę Davida żyrandolu. Przez szpary w oknie wpadało silne światło pełni księżyca. Delikatny cień młodej dziewczyny widniał na podłodze jakoś tak... lekko. Podeszła do drzwi, przy których ,,magiczna klamka" przystanęła. Wzięła trzy głębokie wdechy i za jej pomocą otworzyła stare, skrzypiące drzwi. Stanęła jak wryta w ziemię. Ujrzała tam coś, a raczej kogoś, kogo znała. Tym kimś był Daniel.
Claudia spróbowała dowiedzieć się, co robi tutaj o północy.
  • Co ty tu robisz? I to jeszcze tak późno?!
  • Zawsze wiedziałem, że to ty pierwsza odkryjesz nasz sekret.
  • Nasz?! - odpowiedziała Claudia głosem, który brzmiał jak piorun burzy.
  • Widać czas na wyjaśnienia. Widzisz, nie trafiłaś do tego internatu przez przypadek. To jest specjalny internat dla... magów.
  • Cóż... - Claudia była strasznie zdezorientowana. - Nie wiem, co o tym myśleć. Chociaż to wiele wyjaśnia. Ostatnio kiedy wiał wiatr to ja podskoczyłam i... poleciałam 4 metry do przodu.
  • Niesamowite! Dobra, na razie to jest nieważne. Jestem tu, bo tylko w noc nauczyciele nie pilnują stanza segreta i mogę spokojnie rozwijać moc.
  • Moment, santa-co?? I do tego nauczyciele nic nie wiedzą?! Już nic nie rozumiem.
  • STANZA SEGRETA – ukryte pomieszczenie. Chodzi o to, że oni wiedzą o tym, że jesteśmy magami, ale nie chcą nam o tym powiedzieć. A ja dowiedziałem się przez przypadek. Znalazłem starą gazetę, w której pisało ,,Syn wielkiego władcy Ceryzeusza III jest magiem!" A tym synem był mój dziadek, z czego wynika, że ja też jestem magiem. Chodź, poćwiczymy.
Zeszli na dół po schodach. Claudię bardzo zdziwiło to, że w pokoju mogły być schody. Ściany pokryte były grzybami, ociakały czymś, czego Claudia nawet nie potrafiła poznać, więc postawiła na teorię, iż to ,,coś" nie zostało jeszcze odkryte przez naukę. Na podłodze leżał ,,deskopodobny" materiał, który budził strach nawet w Danielu. Miejsce to nie było za bardzo oświetlone, widniała tam tylko jedna pochodnia. W kilku słowach mówiąc, stanza segreta to najstraszniejsze miejsce w całym Domu Concordii. Tutaj jednak magowie mogli spokojnie ćwiczyć.
Claudia i Daniel zaczęli próbę. Na początku chłopak nauczył swoją koleżankę paru sztuczek z powietrzem, ale potem sama radziła sobie świetnie. Bawili się, a raczej ciężko pracowali, aż do trzeciej nad ranem.
  • Claudia! - krzyknął spątanicznie Daniel - Tylko pamiętaj, nikomu o tym nie mów! I postaraj się obudzić się rano na czas.
      - Dobrze. A kiedy zamierzasz powiedzieć reszcie?
      - Niedługo. Wtedy, kiedy ty całkowicie opanujesz magię powietrza, bo być może któreś z nich będzie też magiem naszego żywiołu.
To powiedziawszy wyszedł, jakby nigdy nic się nie stało. Claudia długo później o
tym wszystkim myślała i próbowała sobie wytłumaczyć, jak to możliwe, że przez tyle czasu nie słyszała tego, co Daniel robił w ,,ukrytym pomieszczeniu". Ale gorszy dla niej był fakt, że o niczym nie wiedzą nauczyciele. Albo przynajmniej nie wiedzą wszystkiego.
Rano Claudia i Daniel nawet na siebie nie spojrzeli, bo myśleli, że ktoś zacznie coś
podejrzewać. Nikt nie zwróciłby na to uwagi, ale oboje postanowili zachować ostrożność. Po śniadaniu wyszli do szkoły inną drogą, by móc umówić się na następną naukę nie narażając się, że ktoś ich podsłucha. Nie mogli być jednak do końca pewni, ponieważ tą drogą często do szkoły chodziła Katherina, a raczej Kate. Nie lubiła, gdy wszyscy rozmawiali, więc wybierała samotną wędrówkę.
Katherina to dziewczyna bardzo wygadana, jednak (jak już wcześniej wspomniałam) nie lubiąca słuchania rozmów, w których nie uczestniczy. Ma długie, brązowe włosy i choć nie jest blondynką zachowuje się jakby nią była. Bardzo spontaniczna brunetka o oczach niebiesko-zielonych czasami zaskakuje swoimimi inteligentnymi pomysłami i znajomością historii Rzymu.
  • Co wy tu robicie? - spytała Kate. - Czemu nie idziecie z innymi? Jesteście na
    randce?
Claudia i Daniel spojrzeli na siebie i wybuchli głośnym śmiechem. Dziewczyna
zaczęła się tłumaczyć Katherinie.
  • Co?! My na randce?! Nie, my po prostu... - tu przerwała, bo poczuła na sobie
    zimny wzrok Daniela. - My po prostu chcieliśmy odpocząć od ludzi.
  • Aha... Czyli jednak randka.
  • A Ty nie jesteś z Chrisem? - Claudia próbowała zmienić temat.
  • Nie odchodź od tematu, Claud! Od jak dawna jesteście parą?
  • Czekaj. Daniel, na słowo.
Odeszli od dziewczyny, ale i tak czuli jak Kate patrzy na nich ze
zniecierpliwieniem.
  • No i co teraz? - zapytała z ironią Claudia
  • Ale o co ci chodzi? - spokojnie odpowiedział Daniel
  • O to, że Katherina nie da nam spokoju! Może by jej powiedzieć o tym
    wszystkim?
  • Nie! To znaczy, jeszcze nie. Jeszcze nie jesteś gotowa.
  • Nigdy nie będę! Nie jestem na tyle dobra, musiałabym to wiedzieć szybciej!
  • No dobrze, ale tylko ona będzie wiedzieć, dobrze?
  • W porządku, ale później innym też powiesz, tak?
  • Tak, obiecuję.
    Podeszli do Kate i niezręcznym głosem Claudia powiedziała:
  • Musimy porozmawiać.
Katherina przerażona postanowiła nic nie mówić i wysłuchać, co kolega
i koleżanka mają jej do powiedzenia. Nie wiedziała co myśleć. Jej głowę wypełniało
tylko jedno pytanie – co chcą jej powiedzieć i dlaczego mówią to z takim strachem?
Odtrąciła złe myśli i wsłuchała się w słowa Claudii.
  • My... ten, no... Daniel, możesz zacząć? Proszę Cię.
  • To trzeba mówić prosto z mostu! Kate, skup się. Już? Słuchasz uważnie? No
    więc tak. Nie trafiłaś do tego internatu przypadkiem. To jest specjalny internat
    dla magów. Tutaj POWINNAŚ uczyć się magii, ale nauczyciele wiedzą, że jeśli uda
    nam się ćwiczyć to zostaniemy magami to zawładniemy nad ich losem
    i z resztą nad wszystkim. Poza tym nauczyciele mają jakąś tajemnicę, której
    nikomu nie chcą zdradzić.
  • I jeszcze jedno – przerwała Danielowi Claudia. - nikomu nie możesz o tym
    powiedzieć! Nauczyciele tylko czychają, żeby przypadkiem żadne z nas nie
    dowiedziało się o jego powołaniu. A jeśli się dowiedzą, to... to będzie źle. Nawet Chris nie może wiedzieć.
  • Cóż... ten... no... wow.
  • Odebrało Ci mowę, co? - powiedziała żartobliwie Claudia. - Nie martw się, ja też
    tak miałam.
  • W ogóle dobrze, że się dowiedziałam. Pytanie – czy tylko wy, ja i nauczyciele
    wiemy o tym?
  • Tak, więc siedź cicho. - syknął Daniel. - Chyba, że to będzie niewykonalne, wtedy
    postaraj się z nami skontaktować i jakoś wybrniemy z tej sprawy.
  • N-nno dobrze. Tylko, że trochę... nie zrozumiałam.
  • Wyjaśnimy resztę po szkole. - rzekła Claudia stanowczym tonem. - No już!
    Bo spóźnimy się na lekcje!
  • Hej! Stójcie. - zatrzymał dziewczęta Daniel. - Nie ustaliliśmy godziny, o której
    dziś wchodzimy
  • O pierwszej. O północy byłoby zbyt ryzykownie. Tylko się nie spóźnijcie! - krzyknęła Claudia poganiając kolegę i koleżankę.
Daniel szybko dogonił Claudię, ale Katie tylko syknęła:
  • Spróbuj tylko komuś powiedzieć.
  • Kochanie, nie denerwuj się, nauczyciele nie będą aż tak źli. - Chris zaśmiał się szyderczo i poszedł w stronę szkoły.


    Przepraszam za te dziwne kropki, ale mi się zamiast myślników wstawiają -,-

    Torii <3