piątek, 23 listopada 2012

Story #16 + ważne info

***perspektywa Victorii***
Kiedy ciemność zapadła mi przed oczami byłam całkowicie zdezorientowana. Z jednej strony nie widziałam nic. Z drugiej zaś przed oczami latała mi jakaś postać. Nagle coś rozbłysło. Z przerażenia przymrużyłam oczy. Usłyszałam głosy chłopaków, krzyczących 'O boże, ona się rusza!' i 'Weźcie coś zróbcie!'. Były pełne przerażenia. Chciałam wstać, ale nie mogłam. Nagle głosy z zewnątrz ucichły a światło zgasło. Usłyszałam jednak głos w swojej głowie.
- Wiem, że na tamtym świecie masz jeszcze niedokończone sprawy. Dlatego daję Ci jeszcze trochę czasu, żeby to naprawić. Walcz o niego!
Wtedy zaczęłam się krztusić. To chyba była krew... ALE KRZTUSIĆ?! Ja nie żyłam! Przecież to było niemożliwe, ja już nie musiałam oddychać! Spróbowałam podnieść rękę. Udało się! Jednak nie przestawałam wypluwać z siebie ton krwi, a to mogło się skończyć moim wykrwawieniem i (drugą już dzisiaj) śmiercią.
Poczułam, jak ktoś łapie moje pogruchotane ciało i mocno ciągnie je do góry. Bolało. BARDZO bolało. Ale wytrzymałam.
Szarpnięcie.
Uderzenie w tylną część klatki piersiowej.
Kolejne szarpnięcie.
I już. Przestałam wypluwać z siebie wnętrzności i mniej połamaną, lewą ręką przetarłam jedno z oczu. Usłyszałam bicia ich serc. Przyspieszone, na tyle głośne, żebym je usłyszała.
Ktoś wcisnął mi w rękę chusteczkę. Powąchałam ją. To Niall mi ją dał. Pachniała nim. Przetarłam oczy i zobaczyłam nieprawdopodobną ilość krwi nie tyle na chusteczce co na mnie samej. Tyle tej substancji widziałam tylko w serialach o szpitalach, więc naprawdę się przestraszyłam. Wreszcie spojrzałam na chłopców. Raz, dwa, trzy, cztery... A gdzie Harreh?! Nie przyszedł...? Ewidentnie słyszałam jego głos wśród zaniepokojonych mną postaci...

***perspektywa Nialla***
Ona żyje! Postanowiłem traktować ją jakby nic się nie stało, żeby się nie martwiła i nie denerwowała. Ale chłopcy jednak nie chcieli ze mną współpracować. Siedziała tam. Na środku ulicy, w kałuży krwi, wlepiając we mnie te swoje piekielnie cudowne, zielonobrązowe oczy. Takie, jak Zayn miał kiedyś. Tylko jej takie zostały.
Nawet cała pogruchotana, po krwotoku... Jest śliczna.
Co ja mówię!
Ona ma chłopaka (ewentualnie miała, bo została go w brutalny sposób pozbawiona), którego kocha, a on kocha ją. I będą mieli słodkie, małe Victorie i małych Haroldów. W przyszłości, oczywiście. Ale mnie na pewno nie zechce.

***perspektywa Victorii***
Zastanawiałam się jeszcze, zatapiając się w JEGO cudownych, niebieskich oczach, o co chodziło. Temu czemuś co do mnie przemawiało. Mam o niego walczyć. O Harry'ego? Nawet przy mnie nie został. O Lou, żeby się na mnie nie gniewał?? Nie, raczej nie.
Niall, spuść ze mnie ten Twój wzrok, bo nie...
O kuźde.

***perspektywa Louiego***
Postanowiłem, jako najstarszy z nas, pomóc jej wstać. Podałem jej rękę, a ona swoją zniekształconą dłonią chwyciła ją. Pociągnąłem Vic do góry i przekazałem Niallerowi. Wiedziałem, że pewnie chce coś jej powiedzieć. Wziąłem ze sobą Zayna i Liama i bez słowa odszedłem.

***perspektywa Victorii***
Czy cały czas żyłam w błędzie? Nadal kochałam Nialla, a Harry był tylko moim zauroczeniem?? Kiedy Nialler mnie trzymał, żebym nie upadła na moich krzywych nogach, czułam, że mogę wszystko. Przytuliłam go, a było to dla mnie nie lada wysiłkiem i bólem. On objął moją twarz i delikatnie, ale stanowczo mnie pocałował. ON. NAPRAWDĘ. MNIE. POCAŁOWAŁ. Mimo mojej krwi na twarzy i ubraniach... Odpływałam. Ale ból w kościach słabnął. Oderwałam się (choć niechętnie) od Horana i spojrzałam na moje ciało. Byłam poskładana! (dop. aut.: Wiem, że dziwnie to brzmi, ale nie miałam czasu na poprawki, bardzo się spieszyłam z tym rozdziałem) Nawet moje ubranie nie pachniało już gumą opon samochodu ani mieszanką krwi i mojej własnej śliny. Miałam na sobie zupełnie nowy strój, więc teraz bez przeszkód go przytuliłam i (tym razem ja) pocałowałam.
- Vic... - zaczął niepewnie. - A co z Harry'm?
- Ja... Ja naprawdę nie mam już siły na walczenie o niego... A ty... - mówiłam niepewnie i z przerwami, słabo jeszcze łapiąc dech. - Czy chcesz ze mną być? Bo dosta...
Przerwałam. Coś jakby poraziło mój mózg. Nie mogłam wypowiedzieć tego, co chciałam. Spróbowałam z tym, co zawsze chciałam mu powiedzieć, a jeśli jednak mogę mówić, nic raczej na tym nie stracę - już raz umarłam, nie ma nic gorszego.
- Niall, kocham Cię.
Zapadła niezręczna cisza. Nie wiedziałam, czy naprawdę to powiedziałam czy to tylko moje myśli. Chyba jednak słowo się rzekło, bo po długim milczeniu z jego strony otrzymałam odpowiedź:
- Ja Cię też, Vic.
Na przypieczętowanie tych słów bardzo mocno mnie pocałował. Namiętnie, ale nie boleśnie. O nie, znowu to samo uczucie. Odpłynęłam. Ale nie przez pocałunek. Dokończyłam moją sprawę. I teraz muszę odejść.

***perspektywa Nialla***
Pocałowałem ją. I wyznałem jej to, co zawsze chciałem jej powiedzieć. Ale to ONA zaczęła. I w jednej chwili: Puf! i jej nie ma. Zniknęła. Usłyszałem jeszcze tylko jej głos, jakby z mojej głębi.
- To musiało się stać, kochanie. Bóg dał mi jeszcze trochę czasu żebym Ci to powiedziała. A jeśli już to się stało... Musiałam odejść. I zrób coś dla mnie. W przyszłości na pewno będę Twoim aniołem stróżem. Dlatego będę widzieć co robisz. W każdą rocznicę mojej śmierci przynoś na mój grób jedną, czerwoną różę. Ale nigdy jej stamtąd nie zabieraj. NIGDY. Do zobaczenia kiedyś, mój głodny Horanku. Znajdź miłość i żyj szczęśliwie!
Wtedy ją zobaczyłem. Stała przede mną w białej sukience, ale była odwrócona do mnie plecami. Szła. Szła tą ulicą, gdzieś do jej końca.
Gdzieś, gdzie ludzki wzrok nie sięga.
Szła do nieba.


Tak więc, kochane bracia i siostry, wiecie już, dlaczego co roku chodzę na mój grób i czekam na jedną, czerwoną różę. To róża pełna miłości.
Od miłości.
Dla miłości.
Mój ukochany nadal nie otrząsnął się z tej straty, więc muszę do niego pójść. Dziś w nocy mnie nie będzie. Pójdę do niego i wszystko mu wyjaśnię.
Ale ale!
Pewnie zastanawiacie się, dlaczego w moim liście piszę czasami 'perspektywa Nialla, Zayna, Louiego, Liama, Harry'ego'? Otóż, pozwoliłam sobie zerknąć do ich pamiętników (to nie jest tylko dla dziewczyn, nie myślcie sobie) i przeczytałam, co pisali o różnych zdarzeniach. Wpisałam kilka z nich tutaj, żebyście popatrzeli na to wszystko też okiem chłopców.
Gdy wrócę, proszę Was tylko o oszczędzenie sobie komentarzu typu 'przykro mi' albo 'urocza historia'. Udajcie, że to wszystko, co Wam opowiedziałam, nie miało miejsca. Wiem, że jako Anioły nie umiecie tego zapomnieć, ale chociaż udawajcie.
Będę jutro rano, około 10:30.
Uspokójcie Beth, pewnie się martwi.

Wasza kochana Anielica,
Vic xx

------------------------------------------------------------------
Ah, to już koniec :C Tyle z Wami przeszłam... Przepraszam za to opóźnienie, ale mój charmonogram nie tyle szkolny co sercowy był tak napięty, że głowa mała :O
Ważne info jest takie, że od teraz dodaję notki na stronie www.you-have-to-squeeze-into-your-jeans.blogspot.com. Zapraszam moich czytelników na tamto opowiadanie. WAŻNE!! Wszystkie usterki związane z wyglądem bloga zgłaszajcie mi na maila :)
Więc, arrivederci, moi kochani! :**
Torii xx

2 komentarze:

3 komentarze = następna historia (kontynuacja). Tylko bez reklamy!