niedziela, 29 lipca 2012

Przepraszam, brak weny ;cc

Hej,
przepraszam, że Was zaniedbałam - ostatnio mam wenę tylko na książkę a na scenariusze nie. Chcecie I rozdział tej książki? Chociaż ciekawa robi się dopiero w VI...
Torii ♥

czwartek, 19 lipca 2012

Zrobicie to dla mnie? ;cc

Hej,
dobijecie do 1000 odwiedzin? Bo ostatnio nie mam motywacji... ;c i 5 komentarzy ma być pod tym długim. Jeszcze tylko dwa :)
Torii ♥

Dłuuuuuuuuugi :D

Hej,
to co nasmarowałam na obozie:

Przybiegłam do Harrego, a ten stał tam, gdzie wcześniej i grzecznie na mnie czekał.
- Harry... Co Ci jest?
- A nic, zamyśliłem się... - zaczął się bujać z palców na pięty.
- To może się odmyśl, bo mamy mało czasu!
Harry pocałował mnie, złapał za rękę i już mieliśmy wychodzić, ale ja zatrzymałam się gwałtownie.
- Ejejejejejej, a mama?
- Przepraszam, zapomniałem o niej, skupiłem się na Tobie... - znowu mnie pocałował.
- Nic nie szkodzi. Chodźmy po nią.
Pobiegliśmy na górę, zabraliśmy mamę i pojechaliśmy na lotnisko.
- Lou i El dojadą bezpośrednio tam. - powiedział, łapiąc mnie za rękę.
Czułam, jak moja mama promienieje. Zawsze chciała, żebym była z Harrym. Uważała, że jest moim ideałem. Tu się nie myliła.
- Harry, słonko, wiem, że to może głupio zabrzmi, ale boję się...
- ...latać samolotem? - Hazza zrozumiał mnie bez słów. - Spokojnie, mogę Cię trzymać za rękę. - nadal był skupiony na drodze, ale wiedząc, że na niego patrzę, uśmiechnął się.
Właśnie dojechaliśmy na lotnisko. Zanim otworzyłam drzwi, już zdążył otworzyć je za mnie. Wysiadłam, pomogłam mamie i przyglądałam się, jak umięśniony Harry męczy się z moją ogromną walizką.
- Pomóc Ci, kotku? - rzuciłam po chwili.
- Nie, dziękuję. - uśmiechnął się. - Twoja obecność dodaje mi sił.
Po chwili uporał się już ze wszystkimi walizkami i pędem nasza trójka udała się do terminalu. Byliśmy prawie spóźnieni. Lou z El już na nas czekali. Przecież to my mieliśmy bilety. Zanim wsiedliśmy do samolotu, ścisnęłam Harrego za rękę i wyszeptałam:
- Boję się...
- Nie mart się, będę trzymał Cię za rękę - uśmiechnął się.
- Mam nadzieję. - wbiłam mu łokieć pod żebra i poszliśmy do samolotu.
Podczas lotu ja i El nieustannie śmiałyśmy się przez chłopaków. Ja szczerze mówiąc ,,zapomniałam" o moim lęku przed lataniem i dobrze czułam się przez cały lot. Przy lądowaniu Hazza powiedział triumfalnie:
- A nie mówiłem?
Podeszliśmy do lądowania i zapięliśmy pasy. Samolot wylądował szybko i sprawnie. Wysiedliśmy z niego i dojechaliśmy do naszego domku. Rozpakowaliśmy walizki, zjedliśmy obiad, zostawiliśmy mamę w ,,mani sprzątania" i polecieliśmy szukać chłopaków. Znaleźliśmy ich w pobliskim hotelu. Zabraliśmy ich do naszego domku, Zayn przywitał się z mamą... Taki sobie zwyczajny dzień zwyczajnego powrotu do zwyczajnego ojczystego kraju :). Nie no, żartuję. Przecież powrót do domu nie może być zwyczajny. Szczerze mówiąc, jarałam się jak ksiądz nowym ministrantem. Herbata, budki telefoniczne, London Eye, flaga brytyjska i ten akcent... Aż chce się żyć! A przynajmniej chciało... Mogłam zostać w Stanach, naprawdę. Podczas jednego wyjazdu serce łamało mi po kolei 7 osób. Każdy po troszku.
O ósmej rano następnego dnia byliśmy już ,,na chodzie". Musieliśmy się przygotować do koncertów 1D, więc po godzinie byliśmy już w biurze. Mama załatwiła papierkową robotę, a chłopcy podpisali się pod regulaminem imprez masowych. Oczywiście ja, jako dziewczyna i siostra członków zespołu, też musiałam się tam podpisać. Pognaliśmy do wyznaczonego miejsca i montowaliśmy scenę i nagłośnienie na pierwszy koncert w trasie One Direction. Chłopacy uznali, że jestem najbardziej ogarnięta ze wszystkich i zajęłam się kontrolą postępów w pracy. Zayn i Harry harowali za dwóch, czasami tylko zatrzymywali się, żeby mnie przytulić albo sprawdzić rozpiskę z zadaniami. Naprawdę wtedy mi zaimponowali. Niall co chwilę robił sobie ,,przerwę na lunch", Liam starał się pomóc, ale nie wychodziło mu to najlepiej, a Lou cały czas pracował z El nad sprzętem. Zdziwiłam się, że Liam nie przyjechał z Danielle. Oni naprawdę są świetną parą. Słyszałam, że tata Dan jest bardzo chory, ale to tylko plotki.
Po zamontowaniu sceny i częściowo sprzętu udaliśmy się na angielską herbatkę. Oczywiście chłopcy musieli rozdać po drodze kilka autografów, nawet ja dałam jeden!
- Hej to ty jesteś Victoria, ta wiesz, siostra Zayna?
- Tak, to ja.
- Mogę autograf?
Ucieszyłam się, ale udawałam, że to dla mnie normalka. Szczerze, naprawdę się zdziwiłam. Ręka mi drżałam bałam się, że długopis wypadnie mi z ręki... Świetne i jednocześnie straszne uczucie.
Po tradycyjnej herbatce pojechaliśmy na wywiady: chłopcy do TeenStar, a ja do BRAVO. Musieliśmy się rozdzielić, bo BRAVO ma siedzibę w Londynie, a TeenStar w Birmingham. Nie minęły 2 godziny i dostałam SMSa od Zayna:
,,Hej mała! Dojechaliśmy właśnie do siedziby TeenStar. Zaraz zaczynamy wywiad. Buziaczki!"
Znając Zayna, pewnie napisał to Hazza. Zayn nie jest taki... po prostu czuję, że to Harry.
Wywiadu udzieliłam jako siostra Zayna i dziewczyna Harrego. Opowiadałam o aferze z Zaynem i Perrie, o moim początku związku z Hazzą i o moim życiu z tą piątką wariatów. Było cudownie! Wspominałam miłe chwile z mojego życia. Po ciężkim dniu znużona położyłam się spać.
Nazajutrz przeczytałam nagłówek w BRAVO: ,,Victoria Malik: Wszystko zaczęło się od zerwania Lou i El". Ucieszyłam się - przecież byłam na okładce londyńskiej gazety! Później przeczytałam wywiad chłopaków i wtedy pierwsza osoba złamała mi serce.
Powoli i z radością zaczęłam czytać wygłupy chłopaków i żarty o trasach koncertowych. Wreszcie coś mnie poruszyło.
,,- Co sądzicie o Victorii?
- Jest w porządku, ale jak dla mnie trochę za bardzo opiekuńcza..."
Kilka słów i złamane serce na dobre kilka dni. A najbardziej zabolało to, kto to powiedział. Ktoś, komu zwierzałam się ze wszystkiego. Ktoś, kogo dziewczyna była moją przyjaciółką. Lou. Usiadłam na zimnym i mokrym od deszczu betonie przed kioskiem i ze łzami w oczach czytałam dalszą część wywiadu.
,,- Zawsze, kiedy wracamy do domu pijani, ona denerwuje się na nas, jakbyśmy co najmniej obrabowali bank!"
Rzuciłam gazetą i wpadłam w histerię. Wstałam i pognałam w płaczu do domu. Nie podniosłam nawet gazety. Nich moknie tam i rozpada się na kawałki jak moje serce. Dobiegłam do domu, wleciałam po schodach na górę do mojego pokoju i rzuciłam się na łózko. Płakałam godzinami. Nikt mnie jeszcze tak nie zranił, nie upokorzył. Nikt i nigdy. Wzięłam MP3 i postanowiłam oddać się muzyce. Coma. Los, cebula i krokodyle łzy. Zawsze lubiłam polską muzykę, mimo, że nic nie rozumiałam. Ale ten tekst dziwnie dałam radę przetłumaczyć. Wybuchłam jeszcze większym płaczem. Krokodyle łzy lały mi się po policzkach, a moje usta przybrały kolor intensywnej czerwieni przez to, że cały czas je gryzłam. Poduszka już zamokła od słonych łez wsiąkniętych w poszewkę. Miś był cały gorący od mojego przytulania, a moje oczy zapuchnięte od żałosnego łkania i wybuchania głośnym płaczem. Miałam nadzieję, że teraz, kiedy naprawdę go potrzebowałam, Harry zjawi się tu i porządnie mnie przytuli. Nie stało się jednak nic a nic z tego, co sobie wyobrażałam. Nic. Kompletnie nic. Bo Hazza wrócił dopiero po północy i od razu się położył. Mieliśmy sypialnie koło siebie, więc mógł chociaż na chwilę do mnie podejść, ale wmawiałam sobie, że po prostu był męczony. Wiedziałam jednak, że to nieprawda.

Torii ♥

niedziela, 1 lipca 2012

Nie wiem ;C

Hej,
nwm, czy się dziś wyrobię i dodam story, ale jak bd na obozie to bd pisać w zeszycie i jak wrócę, to dodam taką długą historię :)
Torii ♥